Paul Auster, „Dym” i garść ciekawostek o Brooklynie

Gościnnie dla NY do mnie MOVIE Ania Kapuścińska.

Jest taki człowiek, który łączy wszystko, co uwielbiam. Bo i dobrą literaturę, i dobre filmy, i Nowy Jork. To Paul Auster, który jest tak nowojorski, że aż strach.

Nowy Jork to jego miejsce na ziemi. Mieszka na Brooklynie i czuje się tam, jak ryba w wodzie. Nowy Jork jest bohaterem niemal wszystkich jego (licznych) książek (bo Auster jest pisarzem), jak chociażby „Trylogia nowojorska”, „Sunset Park”, „4321”. Nowy Jork jest również bohaterem wszystkich filmów, do których napisał scenariusze (bo Auster jest scenarzystą) i które współreżyserował (bo Auster jest też reżyserem). I tak jak książki pisze doskonałe, tak i filmy tworzy wyśmienite: „Muzyka przypadku” (The Music of Chance, 1993), „Lulu na moście” (Lulu on the Bridge, 1998) i „Dym” (Smoke, 1995) oraz jego kontynuacja „Brooklyn Boogie” (Blue in the Face, 1995). Dwa ostatnie współtworzone z Waynem Wangiem.

Książki Austera i filmy Austera przeplatają się ze sobą i harmonijnie się uzupełniają. I mają podobny klimat.  Zresztą podczas lektury jego dzieł zawsze towarzyszy mi jedna myśl: „To byłby doskonały film!”. Tak było ostatnio przy okazji „Sunset Park” – opowieści o ludziach, którzy w brooklyńskim squacie zmagają się ze swoimi lękami, kompleksami, pragnieniami, przeszłością i teraźniejszością.

Tak było również przy okazji „Trylogii nowojorskiej”, w której owiani tajemnicą bohaterowie, wplątani w kryminalną zagadkę, niemal wyjęci z prozy Kafki, przemierzają Nowy Jork i oddają się biegowi wydarzeń. A towarzyszą im historie różnorakie – i realne, i nierealne, i smutne, i tajemnicze.

I właśnie jedną z historii opisanych przez Austera w „Trylogii nowojorskiej” opowiadają sobie bohaterowie „Dymu”.

Jak donosi „Independent”, film powstał dzięki świątecznemu opowiadaniu, które Auster napisał na zamówienie „New York Timesa”. Wayne Wang przeczytał owo opowiadanie i tak mu się ono spodobało, że zadzwonił do Austera z prośbą, aby ten sprzedał mu prawa do tego tekstu. Auster się zgodził, bez problemu, zresztą nie miał czasu na rozważania, bo właśnie pracował nad swoją kolejną powieścią. I na tym pewnie by się skończyło… Ale historia napisana przez Austera nie dawała Waynowi spokoju, więc kilkakrotnie spotkał się z pisarzem i wspólnie zastanawiali się, jak rozwinąć jej treść. Ale to wcale nie wtedy powstał scenariusz „Dymu”. Jeszcze nie. Wang początkowo pracował nad filmem z innym scenarzystą. Wysłał zarys scenariusza Austerowi, a ten… uznał go za „w sumie dobry, ale nie nadzwyczajny” i od razu wpadł na tysiąc różnych pomysłów. Wang podchwycił je wszystkie i od tamtej pory panowie pracowali już razem. „Następne dwa lata mojego życia były filmem” – zdradza Auster.

A świąteczna historia z „New York Timesa” oczywiście pojawia się w „Dymie”.

Dym / Smoke, reż. Paul Auster, Wayne Wang, 1995

Brooklyn, róg 16th Street i 211 Prospect Park West. Sklep z tytoniem, w którym łączą się i splatają losy wielu ludzi. To miejsce, gdzie ludzie nie tylko kupują papierosy i gazety, ale przede wszystkim rozmawiają. O wszystkim i o niczym, o sprawach poważnych i zupełnie niepoważnych. Błahe opowieści, proste historie, małe i większe dramaty, tęsknoty. Nieprzeciętne dialogi, postacie o wielkich sercach, detale, które pięknie składają się w nieoczywistą całość. I mnóstwo uniwersalnych prawd: o czynieniu dobra, o potędze przyjaźni, o empatii – podanych bez patosu, bez banału, bez moralizatorstwa.

To właśnie w tym sklepie zaczyna się z pozoru prosta historia głównych bohaterów (każda rola jest tu zagrana doskonale – mistrzostwo świata!):

Auggiego (rewelacyjny Harvey Keitel) – skromnego i nieco ekscentrycznego właściciela papierosowego przybytku.

Paula Benjamina (William Hurt) – samotnego pisarza, trochę zagubionego życiowo, poszukującego weny (uwaga: pierwowzorem tej postaci jest oczywiście Paul Auster, który zresztą na drugie imię ma właśnie Benjamin, i kiedyś publikował pod pseudonimem… Paul Benjamin).

Thomasa „Rashida” Cole’a (Harold Perrineau) – chłopaka, który trochę narozrabiał, a nade wszystko stara się zrozumieć, kim jest.

Cyrusa Cole’a (Forest Whitaker – mój ukochany aktor!) – mechanika, za którym ciągną się niezamknięte sprawy z przeszłości.

I wielu innych – nie zapominam o świetnej (!) Stockard Channing w roli Ruby.

Niby nic ważnego się w tym filmie nie dzieje. Ot, zwyczajni ludzie, ich codzienne sprawy, przypadek goni przypadek, zbiegi okoliczności przeplatają się z rutyną. Niby mało, a jednak ogromnie dużo – bo w tym pozornie małym i nudnym światku odkrywamy, co jest tak naprawdę najważniejsze. Międzyludzkie więzi i przyjaźń! Ot co!

To film genialny w swojej prostocie.

Zresztą atmosfera na planie była tak wyśmienita, że znamienne rozmowy toczyły się nie tylko w świetle kamer, ale także poza nim. Aktorzy, przygotowując się do ról, improwizowali, tak by jak najlepiej odegrać swoich bohaterów. Byli tak doskonali i… zabawni, że po zakończeniu zdjęć do „Dymu” postanowiono nakręcić drugi film – „Brooklyn Boogie” („Blue in the Face”). Powstał on w zaledwie 5 dni. A jedną z postaci zagrał w nim sam Jim Jarmusch, który wcielił się w Boba usiłującego rzucić palenie. Może przy następnej okazji wrócimy do tego filmu… Kto wie?

A tymczasem aż się prosi, aby opowiedzieć coś o Brooklynie. Bo obok znakomitych aktorów to właśnie Brooklyn odgrywa jedną z głównych ról w obrazie Wanga i Austera.

Brooklyn

O Brooklynie NY do mnie MOVIE będzie pisać pewnie nie raz i nie dwa. Ogólnie i w szczegółach. Ta część Nowego Jorku jest bardzo popularna wśród filmowców i mnóstwo brooklyńskich miejsc, atrakcji oraz obiektów zasługuje na to, aby bliżej im się przyjrzeć i rzetelnie je opisać (jak ostatnio Coney Island: Koniec lata na Coney Island).

Ja pozwolę sobie tylko zagaić ten jakże obszerny temat. W poszukiwaniu informacji o Brooklynie przemierzyłam zakamarki internetu i wyłuskałam małe co nieco – trochę faktów, trochę ciekawostek. A zatem…

Brooklyn w liczbach, faktach i ciekawostkach
  • Skąd wziął się Brooklyn? Kiedy Holendrzy osiedlili się w zachodniej części Long Island, założyli tam wieś, którą nazwali Breukelen – na cześć jednego z holenderskich miast. A od Breukelen do Brooklyn nie jest daleko.
  • Niegdyś odrębne miasto, dziś dzielnica Nowego Jorku – od 1898 r. Znamienne jest to, że nawet do dziś decyzję tę określa się mianem „wielkiego błędu 1898 roku” (Great Mistake of 1898).
  • Gdyby Brooklyn był odrębnym miastem zająłby w USA trzecie miejsce pod względem populacji, tuż za Chicago i Los Angeles. Żyje tu bowiem ponad dwa i pół miliona ludzi.
  • Prawie czterdzieści procent mieszkańców Brooklynu urodziło się poza Stanami Zjednoczonymi. Obok siebie żyją tam najróżniejsze nacje: Rosjanie, Hiszpanie, Żydzi, Hindusi, Włosi, Polacy…
  • Średnia wieku mieszkańców Brooklynu wynosi 34,7 lat.
  • Oficjalne motto Brooklynu to Een Draght Mackt Maght, co ze starego niderlandzkiego tłumaczy się jako „w jedności siła”.
Słynna brama remizy strażackiej na Brooklyn Heights, upamiętniająca strażaków, którzy zginęli 11 września 2001. Fot. Jakub Jóźwiak
  • Z Brooklynu pochodzi wielu znanych i jeszcze bardziej znanych, między innymi: Woody Allen, Jay Z, Michael Jordan, Barbara Streisand, Eddie Murphy, Spike Lee, Al Capone i Adam Sandler.
  • Brooklyn ma około 700 instytucji kulturalnych i artystycznych, w tym słynne Brooklyn Museum istniejące od 1897 roku, drugie pod względem wielkości muzeum w kraju. Posiada ponad 1,5 miliona obiektów, od starożytnych arcydzieł Egiptu po sztukę współczesną. Niezwykle interesującym miejscem jest również Brooklyn Children Museum, pierwsze na świecie muzeum poświęcone dzieciom, które otwarto w grudniu 1899 roku. Znajduje się tam ponad 30 tysięcy eksponatów. Na Brooklynie mieści się również Brooklyn Jazz Hall of Fame and Museum, Brooklyn Academy of Music, Brooklyn Repertory Opera, Samaha Vocal Ensemble and Orchestra. I wiele, wiele innym mniejszych i większych tego typu miejsc.
  • Brooklyn to raj dla biegaczy. Przeważa tu płaski teren, więc uczestnicy corocznego nowojorskiego maratonu właśnie na tym odcinku osiągają największą prędkość, średnio 8,14 minut na milę.
  • Brooklyn nosił niegdyś miano stolicy kawy. W 1906 roku w fabryce Arbuckle Brothers na John Street palono około 25 milionów funtów (czyli ponad 11 milionów kilogramów) kawy miesięcznie. W jakimkolwiek innym budynku na świecie w ówczesnych czasach taki fenomen nigdy się (prawdopodobnie) nie wydarzył.
  • Brooklyn to bardzo zielona część Nowego Jorku. A to za sprawą licznych parków: słynny Brooklyn Botanic Garden o powierzchni 21 ha, w którym znajdują się okazałe okazy egzotycznych roślin, w tym zapierające dech w piersiach japońskie drzewa, kwiaty i krzewy. Wspaniale prezentują się również Brooklyn Bridge Park, Sunset Park (tytułowe miejsce jednej z powieści Austera), Marine Park, Domino Park. No i oczywiście  Brooklyn’s Prospect Park, zaprojektowany przez Fredericka Law Olmsteda i Calverta Vauxa, twórców nowojorskiego Central Parku. A propos tego ostatniego miejsca – Olmsted, zapytany, który dwóch stworzonych przez siebie parków jest mu bliższy, powiedział, że … brooklyńskie dzieło.
  • I nie zapominajmy o Brooklyn Bridge – który Arthur Miller (zresztą brooklińczyk) określił mianem poezji ze stali. Wiąże się z nim tysiąc, albo i więcej historii. Jego usłana trudnościami budowa to temat na osobny i wcale niekrótki tekst (będzie, będzie). Tymczasem zapraszam na fragment filmu z 1947 roku „Happened in Brooklyn”, w którym o brooklyńskim moście wyśpiewuje sam Frank Sinatra.

  • Brooklyn Bridge kryje wiele tajemnic. Na przykład w 2006 r. podczas rutynowej inspekcji pod mostem odkryto zapasy żywności i sprzętu z czasów zimnej wojny. Wewnątrz znaleziono m.in. kilka tysięcy wysokokalorycznych batoników, pojemniki z wodą, artykuły medyczne i papierowe koce.
  • Jako pierwsi przez most przeszli – w 1883 roku – Emily Roebling (bez której mostu mogłoby wcale nie być, gdyby dzielnie nie przejęła nadzoru nad jego budową, kiedy jej mąż – główny konstruktor tego obiektu – ciężko zachorował) i niesiony przez nią… kogut, symbol zwycięstwa.
Widok z Brooklyn Bridge na Manhattan Bridge. Fot. Jakub Jóźwiak
  • Rok później, 17 maja 1884, P.T. Barnum przeprowadził przez most 21 słoni do cyrku zlokalizowanego na rogu Tompkins Avenue i Fulton Avenue.
  • Brooklyn Bridge wystąpił w dziesiątkach filmów, w tym, oczywiście, w „Dymie”. Tu bohaterowie spacerujący Brooklyn Heights Promenade ze sławnym mostem w tle.
Kadr z filmu „Dym”
  • A skoro jesteśmy przy Brooklyn Heights Promenade… To niezwykle popularne miejsce, zarówno wśród turystów, jak i nowojorczyków. A powstało dzięki… Robertowi Mosesowi (jakże często na tym blogu wspominanemu!). A było to tak:

Moses postanowił, że przez Brooklyn Heights będzie przebiegała droga  Brooklyn Queens Express. Mieszkańcy jednak nawet nie chcieli o tym myśleć. Nie życzyli sobie wzmożonego ruchu samochodów tuż pod swoim nosem.  Protestowali bardzo skutecznie. I w wyniku tych protestów aby odizolować budynki mieszkalne i lokalne ulice dzielnicy od hałasów autostrady zbudowano właśnie tę promenadę. Ciągnie się ona przed 1,3 mile (około dwóch kilometrów), a z niej rozpościera się wspaniały widoki na panoramę Nowego Jorku.

Jedna z wielu kawiarni na Brooklyn Heights. Fot. Jakub Jóźwiak

I tu się zatrzymam, chociaż można na ten temat pisać i pisać… A po więcej Brooklynu w szczególe, i więcej Nowego Jorku w ogóle zapraszam oczywiście na NY do mnie MOVIE!