Nocny kowboj na ulicach Manhattanu

Długo zbierałam się do tego wpisu. Oczywiście brak czasu, zobowiązania zawodowe i pozazawodowe oraz inne – mniej lub bardziej obiektywne – wymówki mają zastosowanie. Ale tym razem były jeszcze co najmniej dwa ważne powody. Jednym z nich jest kaliber utworu. To bowiem naprawdę jeden z najważniejszych nowojorskich filmów, który powstał na podstawie jednej z najważniejszych nowojorskich książek. A nie jest łatwo z czymś tak dobrym i tak wielkim się zmierzyć.

Drugi, bardziej prozaiczny powód dotyczył tego, jaką część Nowego Jorku mam przy tej okazji przedstawić. I książka, i film jednoznacznie sugerują Times Square. Ale ja tego miejsca wyjątkowo nie lubię. Dodatkowo istnieje film („Vanilla Sky”), który pokazuje taki Times Square, jaki potencjalnie mogłabym polubić, i przy okazji którego miałabym znacznie większą frajdę, by o tym miejscu napisać (i wkrótce to zrobię…).

Ale słowo się rzekło, dwukrotnie już na blogu zapowiadałam, że o „Nocnym Kowboju” napiszę, więc nie ma wyjścia. Zapraszam.

Książka „Nocny kowboj” Jamesa Leo Herlihy’ego

Po raz pierwszy sięgnęłam po nią gdzieś na początku liceum. Moja fascynacja Nowym Jorkiem już trwała, ale opierała się bardziej na filmowych obrazach „Kiedy Harry poznał Sally”, „Zapach kobiety”, czy „Wiek niewinności”. Zderzenie z nowojorską ulicą końca lat 60. było doświadczeniem trudnym, ale też uzależniającym. Napisana niewyszukanym, prostym językiem, jakby w kontrze do niezwykle trudnej, nie zawsze dla mnie zrozumiałej historii głównego bohatera. Nie potrafiłam się od niej oderwać, a później nie potrafiłam o niej zapomnieć. Świat głównego bohatera był dla mnie odległy, niezrozumiały, momentami niedorzeczny, a jednocześnie przyciągający i przejmujący. Poszukujący drogi życiowej młody, przystojny, choć prosty chłopak wymyśla na życie scenariusz, który mnie, wówczas kilkunastoletniej dziewczynie, nie mieścił się w głowie. A jak się okazało później sam plan Joego Bucka to dopiero początek naprawdę „grubej” historii.

Kolejny raz po książkę sięgnęłam kilka tygodni temu, kiedy przygotowywałam się do tego wpisu. I czasy się zmieniły, i ja się zmieniłam… Dziś niewątpliwie książka nie szokuje już jak kiedyś. Ale nadal porusza, wzrusza i powoduje, że ogromnie docenia się własny ciepły koc na własnej wygodnej kanapie we własnym, ciepłym domu.

Film Nocny kowboj” / Midnight Cowboy” (1969), reż. John Schlesinger

Film „Nocny kowboj” to doskonała adaptacja książki.  Powstał już 4 lata po publikacji i wywołał równie duże poruszenie. Sklasyfikowano go jako „X-rated”, czyli film dla dorosłej publiczności, o zabarwieniu porno, choć wiele nagości w nim nie zobaczycie. I był jedynym, który mimo tej klasyfikacji dostał Oskara w kategorii najlepszy film. Zdobył jeszcze dwie statuetki – za najlepszy scenariusz adaptowany oraz za reżyserię. Nominacje otrzymali także Jon Voight oraz Justin Hoffman, którzy mimo stworzenia wyjątkowych kreacji musieli uznać wyższość Johna Wayne’a.

Plakat filmowy

Co ciekawe, Jon Voight nie był pierwszym wyborem reżysera do roli Joego Bucka. Początkowo miał ją grać Michael Sarrazin, z którym ostatecznie rozwiązano umowę w związku z ciągle rosnącymi oczekiwaniami finansowymi. Za to Voight był niezwykle tani. Zależało mu na roli na tyle, że pracował za darmo i po zakończeniu zdjęć otrzymał czek jedynie na 14,73 dolarów tytułem zwrotu kosztów posiłków.

Także z obsadzeniem roli Ratzo Rizzo nie było łatwo. Dustin Hoffman chwilę wcześniej ukończył zdjęcia do filmu „Absolwent” („The Graduate”, 1967) w reżyserii Mike’a Nicholsa. Grał tam postać z zupełnie innej bajki. Piękny, młody, zdolny i pożądany – trudno o bardziej odległy wizerunek od postaci, jaką miał zagrać w „Nocnym kowboju”. Mike Nichols, który zaangażował Hoffmanna do filmu „Absolwent”, odradzał mu udział w produkcji Schlesingera, sugerując, że zrujnuje mu to karierę. Z kolei sam John Schlesinger, reżyser „Nocnego kowboja”,  miał wątpliwości, czy Dustin Hoffman podoła skomplikowanej roli. Ale gdy zobaczył go w przedstawieniu na Off Broadwayu, nieogolonego, rozczochranego i w pogniecionych ubraniach, uznał, że sprawdzi się on jako Ratzo Rizzo jak nikt inny.

Jak możecie się przekonać podczas oglądania filmu, ostatecznie wybór Voight’a i Hoffmana był wyborem doskonałym. Dziś brudny, nieprzyjazny Nowy Jork końca lat 60. ma dla mnie twarze właśnie granych przez nich postaci. Ich życie było niezwykle trudne, doświadczenia niebywale gorzkie, ale nie jest to film, który zostawia widza zupełnie bez nadziei. Więź, jaka połączyła głównych bohaterów, jest wyjątkowa i niezwykle piękna.

Książka czy film?

Koniecznie i jedno, i drugie. Teoretycznie w dowolnej kolejności, choć moim zdaniem tym razem warto zacząć od filmu. Książka jest napisana w tak wciągający sposób, że nawet gdy zna się zakończenie, nie można się od niej oderwać (testowałam na mężu).

„Nocny kowboj” w Nowym Jorku

Nowy Jork ukazany w „Nocnym Kowboju” jest niepokojący. Doskonale sportretowany jako miasto ogromnych przeciwności. Bogaci i biedni, piękni i brzydcy, młodzi i starzy, ci, którzy spełnili marzenia, i ci, których Nowy Jork pozbawił złudzeń. Jeśli chcecie poczuć atmosferę tych niełatwych dla Nowego Jorku czasów, koniecznie sięgnijcie po „Nocnego kowboja”.

A teraz najwyższy czas na przewodnik. Jak pisałam na wstępie, miał być Times Square, ale ostatecznie zdecydowałam się na inny temat. Tytułowy nocny kowboj dużo spaceruje, głównie po zmroku, po nowojorskich ulicach. I to właśnie one będą tematem dzisiejszej odsłony przewodnika.

Manhattan’s Grid, czyli „kratownica” na Manhattanie

Każdy, kto po raz pierwszy przyjeżdża do Nowego Jorku, jest urzeczony łatwością, z jaką może się odnaleźć na Manhattanie. Ta część Nowego Jorku w większej części jest podzielona na prostokąty równej wielkości. W dół Manhattanu prowadzą aleje, w poprzek ulice. Aleje są numerowane od wschodu na zachód, ulice – od południa w kierunku Harlemu. Wszystko za sprawą planu zagospodarowania przestrzennego dla Manhattanu, który wdrożono w 1811 roku. Nowy Jork rozwijał się znacznie szybciej niż inne wielkie metropolie, głównie za sprawą masowo napływających tam imigrantów z Europy. Początkowo decyzje dotyczące przebiegu ulic były podejmowane spontanicznie i oddolnie. Za ich budowę odpowiadali właściciele nieruchomości, do których prowadziły. To doprowadziło do architektonicznej anarchii i chaosu. Świadectwem tego stanu jest dolna część Manhattanu, poniżej Houston Street. Gdy projektowano siatkę prostopadłych ulic, nie obejmowała ona ówczesnego południowego Manhattanu, gęsto już wówczas zaludnionego. Tam do dziś można zagubić się w uliczkach, które mają swoje dawne nazwy i prowadzą w dowolnych kierunkach. Władze miasta nie chciały naruszać zastanego w tym miejscu porządku, plan zmian objął więc znacznie mniej zamieszkaną część Manhattanu na północ od ulicy Houston.

Plan siatki ulic na Manhattanie, źródło: NY Department of Records/Municipal Archives

Prosty geometrycznie plan został pomyślany i wdrożony głównie ze względu na rynek nieruchomości. Działkami dzielonymi na równe części łatwiej było handlować. Rada miasta powołała Johna Randela Juniora jako odpowiedzialnego za pomiary i wytyczenie nowych ulic. Jego praca trwała 14 lat i nie zawsze była przyjemna. Właściciele nieruchomości, przez które miały przechodzić nowo wytyczone ulice, szczuli go psami albo obrzucali pomidorami. Był on niejednokrotnie aresztowany i oskarżany o wtargnięcie na prywatny teren. Mimo wszystkich przeciwności w 1820 roku udało mu się zakończyć pracę.

Wytyczanie 2. Alei – tu widok na wysokości 42. ulicy, źródło: NY Public Library

Budowa siatki 155 ulic (bo tyle obejmował wówczas plan) trwała 60 lat. W XX wieku zasady tego planu nie były już tak ściśle przestrzegane. Sporym wyłomem są choćby Central Park czy Lincoln Center, ale generalną zasadę zachowano. Dziś siatka obejmuje obszar do 220. ulicy aż do Parku Inwood.

W pionowym podziale siatki także znajdziemy kilka nieprawidłowości. Największą jest Broadway, który nie trzyma kątów prostych z innymi ulicami. Wszystko dlatego, że ta ulica była znaczącym szlakiem pieszym jeszcze w czasach, gdy te tereny zamieszkiwali Indianie. A później stanowiła największą arterię łączącą Dolny Manhattan z Górnym Manhattanem, wzdłuż której w czasie powstawania planu Randela istniało już bardzo wiele nieruchomości. Ze względu na wysokie koszty i duży opór mieszkańców postanowiono nie wprowadzać w tym miejscu zmian. Dziś, właśnie ze względu na to, że Broadway wymyka się sztywnym zasadom geometrii, nowojorczycy mogą cieszyć się pięknymi placami, które powstały wzdłuż tej słynnej ulicy. Należą do nich: Union Square, Madison Square, Herald Square, Times Square czy Columbus Circle.

Kolejnymi wyjątkami są aleje Lexington i Madison. Plan Randela ich nie obejmował, powstały w połowie XIX wieku – jedna między 3. i 4. Aleją, a druga między 4. i 5. Aleją – w wyniku nacisków wpływowego wówczas dewelopera i prawnika Samuela B. Rugglesa. I jeszcze jedna uwaga. Dziś już nie ma 4. Alei, zastąpiła ją Park Avenue. A wszystko dlatego, że w miejscu prowadzącej wzdłuż 4. Alei linii kolejowej, która została zamknięta w wyniku protestu mieszkańców, posadzono piękne drzewa tworzące park.

Park Avenue, fot. midweekpost (CC)

Jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej na temat topografii Nowego Jorku, zajrzyjcie na stronę jednego z moich ulubionych nowojorskich muzeów – Museum of the City of New York. Tu znajdziecie świetny internetowy przewodnik przygotowany w 2011 roku z okazji 200-lecia stworzenia tego wyjątkowego planu urbanistycznego:

http://thegreatestgrid.mcny.org/greatest-grid/