Aretha Franklin w Apollo Theater

Planowałam lekki, letni tekst o Coney Island. Ale gdy kilka dni temu świat obiegła informacja o śmierci Królowej Soulu, wiedziałam, że muszę napisać o zupełnie innym nowojorskim miejscu. Sporym utrudnieniem dla dzisiejszej historii jest fakt, że Aretha Franklin występowała jedynie w dwóch filmach. Doskonałym „The Blues Brothers” z 1980 roku oraz znacznie mniej doskonałym sequelu z 1998 roku – „The Blues Brothers 2000”. Jeden pokazuje piękne skądinąd Chicago, w drugim bohaterowie wyjeżdżają do Luizjany, więc trudno o synergię z naszą nowojorską stroną. Pisać więc o tych filmach nie będę, a wspomniałam o nich, by tradycyjnie filmowej część mojego wpisu zadość uczynić, a tych co nie znają „The Blues Brothers” zachęcić do sięgnięcia po ten tytuł.

Nie będę też wiele pisać o samej Królowej. W mediach znajdziecie teraz mnóstwo tekstów o życiu tej niezwykłej artystki, pisanych przez ludzi ze znacznie większą wiedzą na jej temat.  Ja zwyczajnie kocham tę kobietę za jej niezwykle amerykańskie życie i za muzykę, której mogę słuchać bez przerwy. Wiem o niej tyle co przeczytałam w doskonałej skądinąd biografii Davida Ritza „Respect. Życie Arethy Franklin”. I to kolejna moja dzisiejsza rekomendacja. Doskonale czyta się tę książkę, która prowadzi nas przez życie wielkiej artystki, przy okazji doskonale podając historyczny i polityczny kontekst niezwykłych czasów, w których żyła.

Kolejna rzecz, o której musicie wiedzieć to fakt, że Aretha wcale tak bardzo związana z Nowym Jorkiem nie była. Urodziła się w Detroit, w Nowym Jorku jedynie od czasu do czasu pomieszkiwała, ale przede wszystkim tu koncertowała. Jednym z najważniejszych koncertów był ten z 1971 roku w Apollo Theater. I tak, po tym przydługim wstępie, dotarliśmy w końcu do miejsca, o którym chcę wam dzisiaj opowiedzieć.

The Apollo Theater – początki

Apollo Theater znajduje się na Harlemie, przy 125. ulicy. Budynek powstał w 1914 roku i znany był wówczas jako „Hurting and Seamon’s New Burlesque Theater”. Tak jak większość działających wówczas instytucji kultury i sztuki, przeznaczony był tylko dla „białej widowni” (słynna wówczas „whites-only” policy). Teatr ten radził sobie doskonale, aż do początku lat 30. Wtedy to urzędujący burmistrz Fiorello La Guardia, który uważał tę formę rozrywki za grzeszną, ruszył z krucjatą zakazując burleski w całym Nowym Jorku i zamykając wszystkie teatry, które ją pokazywały.

Hurting i Seamon’s nie mieli innego pomysłu na to miejsce, a my z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że to bardzo dobrze. Budynek przejął wówczas słynny impresario Sidney S. Cohen, który wkrótce utworzył w tym miejscu nową instytucję kultury – „The Apollo Theater”. Apollo w nazwie, jak się możecie domyślić, po greckim bogu, synu Zeusa i Leto, który był patronem piękna, światła, życia, sztuki, poezji i muzyki. I takie właśnie miejsce – pełne światła, życia i muzyki chcieli stworzyć nowi właściciele. Uroczyste otwarcie miało miejsce 16 stycznia 1934 roku.  A najważniejsze dla sukcesu tego miejsca było otwarcie zarówno sceny jak i widowni także Afroamerykanom.  Formuła występów ewoluowała. Początkowo były to trochę musicalowe, trochę wodewilowe występy znanych z innych scen gwiazd. Repertuar zmieniał się razem z muzyką. W erze swingu mogliśmy tu usłyszeć takie gwiazdy jak Duke Ellington i Dizzy Gillespie. Ale występowały tu nie tylko afroamerykańskie gwiazdy. Doskonale na tej scenie czuli się także Harry James, Woody Herman czy Charlie Bernet. Widzowie mogli także zobaczyć największe gwiazdy gospel, takie jak The Staple Singers czy The Clark Sisters. A w kolejnych latach scenę zdominowały, najważniejsze dla mnie, gwiazdy szeroko rozumianej muzyki soul: Ray Charles, Otis Redding i James Brown. Nie możemy oczywiście zapomnieć o muzykach jazzowych takich jak Dave Brubeck, Stan Getz i Buddy Rich. Wbrew powszechnej opinii nie był to klub tylko dla Afroamerykanów. Czarnoskórych gwiazd było zapewne najwięcej, bo nie mieli wielu scen, na których mogli w latach 30. i 40. występować, ale The Apollo Theater był otwarty dla wszystkich: białych, Latynosów, Afroamerykanów i Azjatów.

Wieczór Amatorów, czyli słynne Amateur Nights w Apollo Theater

Wspomniane wyżej występy gromadziły ogromną widownię, ale wizytówką The Apollo Theater są przede wszystkim występy amatorów. Od wielu dziesięcioleci w środowe wieczory scena zarezerwowana jest dla debiutantów, a najlepsi z nich mają szansę na naprawdę imponującą karierę. Jedną z pierwszych artystek, której Apollo Theater otworzył drzwi do wielkiej światowej sławy była Ella Fitzgerald, która zadebiutowała na tej scenie jako siedemnastolatka 21 listopada 1934 roku. Co ciekawe, planowała zadebiutować jako… tancerka, ale poprzedzające jej występ doskonałe pokazy taneczne zawstydziły ją nieco i zamiast zatańczyć postanowiła zaśpiewać. Na szczęście dla nas. Innym światowej klasy muzykiem, który zaczynał na tej scenie był Jimi Hendrix, który wygrał konkurs w 1964 roku.

Z konkursem amatorów związane są dwie istotne kwestie. Po pierwsze publiczność. Legenda amerykańskiego jazzu, wokalista Tony Bennet uwielbia występować w The Apollo Theater, bo uważa, że tu publiczność jest najlepsza w całej Ameryce. Z drugiej strony to też najbardziej wymagającą publiczność, która, w sytuacji, gdy występ nie jest bardzo dobry, potrafi artystę bezlitośnie wygwizdać. Na scenie publiczności pomaga tzw. „Egzekutor”. W tej roli przez wiele lat występował stepujący tancerz Howard „Sandman” Sims, który czasem przy użyciu zwykłej miotły, „zmiatał” mniej utalentowanych artystów ze sceny. Od ponad 30 lat funkcję tę pełni C. P. Lacey, który ze swojej niewdzięcznej roli uczynił niezwykle widowiskową część wydarzenia. Zresztą zobaczcie sami.

Drugim równie istotnym bohaterem Wieczoru Amatorów jest „Drzewo Nadziei” / „The Tree of Hope”. Każdy uczestnik konkursu, przed rozpoczęciem występu, dotyka, pociera, gładzi, całuje wystawiony na scenie kawałek drewna, co ma mu przynieść szczęście. Sama historia tego elementu sceny jest niezwykle interesująca. Prawdziwe drzewo przed laty rosło przy 133. ulicy niedaleko wejścia do innego bardzo ważnego harlemowskiego Teatru – Lafayette. Podobno pod tym drzewem w latach 30. zbierali się artyści, którzy poszukiwali zatrudnienia. Grali pod drzewem, śpiewali, tańczyli z nadzieją na angaż. I legenda miejska głosi, że to działało, a każdy występujący pracę zdobywał. Stąd właśnie wiara w jego niezwykłą moc. Gdy więc, w związku z poszerzaniem drogi, drzewo musiało zostać wycięte, wielu związanych z kulturą ludzi chciało kawałek tego „talizmanu” dla siebie zabrać. Tak też zrobił pomysłodawca „The Amateur Nights” Ralf Cooper, który zorganizował dla Apollo Theater spory pień. I dziś nie ma artysty, który przed wstępem tego pnia by nie dotknął.

Tree of Hope, źródło: toyafromharlem.com

Lata 60. i powolny upadek Apollo Theatre

Legenda tej sceny dotarła także do Europy. The Beatles w czasie swojego pierwszego amerykańskiego tournee koniecznie chcieli zobaczyć właśnie The Apollo Theater. Także Elvis Presley, gdy tylko był w Nowym Jorku, zawsze odwiedzał to miejsce. Wśród innych wielkich nazwisk muzyki, którzy byli związani z tą sceną, wymienić musimy Billie Holiday, Jamesa Browna, Dianę Ross z zespołem The Supremes, Dionnę Warwick, The Jackson 5, mojego ukochanego Marvina Gaye’a, Steve Wondera,  Mariah Carey, czy Lauryn Hill. I oczywiście Arethę Franklin.

Niestety już niedługo później dla Apollo Theater przyszły trudniejsze czasy. W latach 60. Amerykański Kongres przyjął szereg ustaw dających prawa obywatelskie także czarnoskórym obywatelom USA. To dało prawo afroamerykańskim artystom do występów na wszystkich scenach. Z drugiej strony Harlem biedniał i podupadał oraz coraz mniej widzów miało ochotę, a później odwagę, przyjeżdżać w te okolice. Wskutek tych właśnie okoliczności w latach 70. The Apollo Theater został zamknięty.

W latach 80. Znany harlemowski biznesmen Persy Sutton wykupił i wyremontował teatr, ale mimo wszystko zmagał się z problemami finansowymi. W teatrze jest tylko 1500 miejsc, więc przychody z biletów ledwo pokrywały koszty utrzymania. Na szczęście na początku lat 90. z pomocą przyszło miasto, które teatr odkupiło i dzierżawi je teraz fundacji non profit zarządzającej teatrem za 1 USD rocznie. I od tego momentu teatr działa już bez przerwy do dziś. Z sukcesem. Tradycja środowych Wieczorów Amatorów jest kontynuowana, a w pozostałe dni można obejrzeć koncerty naprawdę wielkich gwiazd, prezentujących wszystkie możliwe gatunki muzyki.

Uwielbiany przez nieco młodsze pokolenie Bruno Mars dał w tym miejscu wyjątkowy koncert pod koniec 2017 roku. Poniżej relacja filmowa z tego wydarzenia, na której będzie można zobaczyć także trochę słonecznych ulic Harlemu:

A dla trochę starszych fanów na tej niezwykłej scenie 11 czerwca 2018 roku wystąpiło U2. Pod linkiem możecie zobaczyć utwór z tego koncertu „Angels of Harlem”, chyba najbardziej pasujący do miejsca i okoliczności utwór tego zespołu.

Mr. Apollo – niezwykłe życie Billego Mitchel’a

Z teatrem od dziesięcioleci związany jest Billy Mitchel – zwany Mr. Apollo.  Trafił tu jako 15 latek w 1965 roku. Pochodzący z bardzo biednej rodziny, mieszkający na Bronxie, wałęsał się w okolicach teatru, spotkał wieloletniego właściciela klubu – Franka Schiffmana, który zaproponował mu pracę. Miał być „chłopcem na posłyki” dla właścicieli i występujących w Apollo Theater gwiazd. W wywiadach wspomina, że to sam James Brown jest odpowiedzialny za jego wykształcenie. „Ciągle pytał o moje oceny w szkole. Gdy były lepsze dawał mi pieniądze. To on przekonał mnie do tego, bym zgłaszał nauczycielowi gdy czegoś nie rozumiałem i dopytywał.” W Apollo Theater zajmował się wszystkim, z czasem awansował na kierownika. W pewnym okresie był odpowiedzialny także za dobór wykonawców do słynnego „Wieczoru Amatorów” i w dużej mierze to jemu zawdzięczmy, że świat poznał niezwykle utalentowanych gwiazd muzyki. Dziś jest oficjalnym historykiem teatru i oprowadza wycieczki po niedostępnych dla widowni zakamarkach teatru.

A poniżej 3 minutowy film, w którym sam Billy Mitchell opowiada krótką historię The Apollo Theater, ilustrując ją świetnymi archiwalnymi zdjęciami.

Aretha Franklin w Apollo Theater

Jak pisałam na wstępie, nie mam odwagi pisać o samej Królowej, bo wiem nie za dużo, a w sieci znajdziecie teraz mnóstwo tekstów na jej temat. Tych z Was, którzy chcą lepiej poznać historię jej niezwykłego życia, ponownie odsyłam do fantastycznej biografii Davida Ritza „Respect. Życie Arethy Franklin”. A tu napiszę jedynie kilka słów o jej słynnym występie w Apollo Theater.

Urodzona w Memphis, wychowana w Detroit, jak każda marząca o wielkiej karierze artystka wiedziała, że swoje plany może zrealizować jedynie w Nowym Jorku. Trafiła tu mając lat 18 w roku 1960. Chwilę później podpisała kontrakt płytowy z wytwórnią Columbia i zaczęła koncertować. Ale uwaga – w Nowym Jorku nie debiutowała bynajmniej w Apollo Theater. Na swój pierwszy nowojorski występ wybrała znacznie mniejszą, choć postrzeganą wówczas jako bardziej prestiżową, scenę Village Vanguard. Jednakże swój najważniejszy nowojorski występ miała właśnie w Apollo Theater latem 1971 roku, gdy przez  5 kolejnych dni śpiewała dla wytęsknionej i oddanej widowni Apollo Theater. To co prawda nie był jej debiut na tej scenie, 5 lat wcześniej występowała już w Apollo Theater, ale była jeszcze wówczas mniej znaną wokalistką. Za to występy z 1971 roku przeszły do historii. Miała 29 lat, była u szczytu sławy, ale od jakiegoś czasu już nie koncertowała. Piekielnie trudne małżeństwo, pełne awantur i przemocy fizycznej, wiele odwołanych koncertów spowodowały, że prasa spekulowała o załamaniu nerwowym. To dodatkowo zwiększyło zainteresowanie jej występem.

Ku zaskoczeniu, ale też radości wszystkich w czerwcu 1971 na scenę wkroczyła piękna, pewna siebie kobieta. A jej występ nie był zwyczajnym soulowym koncertem, ale niezwykłym doświadczeniem, niby muzycznym, ale dla wielu niemal mistycznym.

Jak relacjonował po koncercie C. Gerald Fraser, jeden z pierwszych czarnoskórych reporterów New York Times, 4 lipca 1971 roku na łamach tej gazety:

“Inside, the thousands of black people who saw and heard Miss Franklin were more than an audience. They were part of a black interaction — they came not only to see and hear “Lady Soul,” “Soul Sister No. 1,” “The Queen of Soul” and all those other labels she bears, but also to participate with her in an exultation of their blackness.”

„W środku (Apollo Theater) tysiące czarnoskórych, którzy mieli szczęście zobaczyć i usłyszeć Pannę Franklin, stanowili coś więcej niż publiczność. Byli częścią czarnej zjednoczonej społeczności – przyszli nie tylko zobaczyć i usłyszeć „Lady Soul”, „Siostrę Soul nr 1”, czy „Królową muzyki Soul”, ale uczestniczyli wraz z nią w euforycznej celebracji ich czarnej tożsamości”.

Aretha Franklin udziela wywiadów po koncercie w Apollo, fot. C. Gerald Fraser dla New York Times

Z perspektywy czasu wielu uważa, że były to jej najważniejsze koncerty, dzięki którym Apollo Theater nazywany jest często domem Królowej Soulu, choć większość życia spędziła ona w Kalifornii. I to właśnie przed  tą sceną w dniu jej śmierci zgromadziły się tłumy pragnące oddać hołd tej jedynej prawdziwej Królowej Soul. I zrobili to w jedyny słuszny sposób – wspominając jej niezwykły wkład w kulturę afroamerykańską, śpiewając, tańcząc i uśmiechając się, że mieli szczęście żyć obok niej.

Pogrzeb Królowej odbędzie się w rodzinnym Detroit 31 sierpnia 2018 roku. Nowy Jork pożegna Arethę Franklin 14 listopada 2018  roku koncertem w Madison Square Garden. Niestety szczegóły tego wydarzenia nie zostały jeszcze podane.